niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 1

 ~♥~

          Usiadłem po turecku na moim łóżku. Oczywiście, jeśli łóżkiem można nazwać twardą deskę przymocowaną łańcuchami do ściany, oraz położony na niej dziurawy materac. Wbiłem wzrok w sufit. Biały sufit. Ściany też były białe... zresztą jak wszystko tutaj. To miejsce czasami, bardziej przypominało psychiatryk niż zakład poprawczy. Jednak ten właśnie zakład jest moim "domem" od ponad roku. 
Wydawałoby się, że z moja pamięcią jest wszystko dobrze. Pamiętam całe 17 lat mojego życia. Nazywam się Harry. Harry Edward Styles. Mam matkę Annie, ojczyma Robina i starsza siostrę Gemmę. Jestem czystej krwi aniołem, a inne paranormalne istoty żyją pośród ludzi, którzy nie zdają sobie z tego sprawy. Przebywam z zakładzie poprawczym dla takich właśnie istot. Jak tu trafiłem ? I to jest najlepsze. Zostałem zesłany tu za popełnienie morderstwa. Przynajmniej tak mi powiedziano. I tu właśnie pojawia się problem z moją pamięcią. Nie przypominam sobie, żebym takową zbrodnie popełnił. Dlaczego nie pamiętam czegoś takiego ? To tak jakby w mojej pamięci znajdowała się wielka dziura. Wiem, że coś bardzo ważnego się zdarzyło, ale po prostu tego nie pamiętam i za nic nie mogę sobie tego przypomnieć.
Z moich rozmyślań, wyrwał mnie szczęk zamka w drzwiach, mojego... hmm.. pokoju. Odwróciłem głowę w ich kierunku. Do pomieszczenia wszedł wysoki i dobrze zbudowany brunet. Był to jeden z pracowników zakładu. W ręce trzymał talerz z czymś, co chyba powinno być jedzeniem. Wszedł głębiej i postawił go na małym, metalowym stoliku stojącym w rogu.
- Styles, Twoje żarcie. Życzę smacznego. - oświadczył oschle
- Dzięki Mark. Jak zawsze miły. - odpowiedziałem
- Nie spoufalaj się tak, Styles. Pamiętaj, że dla mnie jesteś zwykłym śmieciem. Mordercą. Zastanawiam się cały czas, dlaczego jeszcze nie upadłeś.
- Widocznie jestem niewinny. - odparłem 
- Jasne, jak wszyscy tutaj. - zakpił i wyszedł szczelnie zamykając drzwi
No cóż jak siedzi się tu tyle czasu to znasz imiona wszystkich na pamięć. Nawet pracowników. Właściwie to ten zakład, jest trochę jak więzienie. Kraty w oknach, cele, stojący wszędzie strażnicy i te sprawy. Przynajmniej pozwalają nam nosić własne ubrania i mieć tu swoje rzeczy. Powoli podniosłem się z łóżka i podszedłem do stolika.
- No nie, znowu ten ohydny gulasz. - skrzywiłem się. - Mówiłem im, że go nie cierpię. Jak któryś tu przyjdzie zabrać talerz, to rzucę mu tą breją prosto w twarz.
Zrezygnowany przydreptałem do drzwi i złapałem za kraty umieszczone w niewielkim okienku, w drzwiach. Spojrzałem przez nie na korytarz. Była pora obiadu, więc wszędzie kręcili się pracownicy w czarnych, zakładowych mundurach. Roznosili talerze do cel lub zabierali już opróżnione naczynia, do stołówki.
- Ej ! Macie tu jakieś normalne jedzenie ?! - wrzasnąłem
Jeden z nich, chyba James podszedł do mojej celi.
- Przymknij się Styles. Jakbyś był grzeczny to mógłbyś chodzić na stołówkę i sam sobie wybierać żarcie. No, ale niestety. Coś za coś. - powiedział i odszedł
Jak widać wszyscy mnie tu wprost kochają. Jestem w ich oczach plugawym mordercą. Do tego aniołem czystek krwi, który popełnił morderstwo, co tylko potęguje ich nienawiść do mnie. Są przekonani, że zrobiłem coś, czego ja sam w ogóle nie pamiętam.
Kiedyś mogłem chodzić na stołówkę, wychodzić na podwórko. Mam tu sporo kupli, z którymi mogłem się spotykać, a do celi wracałem tylko na noc. Jednak zacząłem się buntować. No bo ile można siedzieć tu grzecznie i robić co Ci każą, skoro nawet nie wiesz za co tu trafiłeś bo nie pamiętasz. 
Oparłem czoło o zimna powierzchnię drzwi. Według zegara wiszącego w korytarzu zbliżała się 14. Niedługo zaczną się zajęcia. Chyba tylko one odróżniały to miejsce od więzienia. Każdy z osadzonych tutaj, chodził na specjalne zajęcia, które miały za zadanie sprowadzić go na "dobrą drogę". 
Patrzyłem spokojnie, jak Mark podchodzi do mojej celi i otwiera drzwi. 
- Wyłaź Styles. Pora na Twoją codzienną edukację.
Westchnąłem zrezygnowany i powoli wyszedłem na korytarz. Mężczyzna chciał już zamknąć drzwi, kiedy zauważył nie ruszony przeze mnie obiad. Cmoknął i odwrócił głowę w moją stronę.
- Odchudzamy się ? I tal wyglądasz jak patyk. po co Ci to ? A może masz anoreksję ? - zakpił
- Och, zamknij się. Nie będę jadł takiego świństwa. Nauczcie się gotować.
- Bardzo dobrze, nie jedz nic. Szybciej zdechniesz. Świat nie potrzebuje morderców takich jak ty. - powiedział i w końcu zamknął drzwi mojej celi
- Pierdol się. - wypaliłem 
- Trochę grzeczniej Styles. Pamiętaj z kim rozmawiasz. Chyba nie chcesz żebym założył Ci elektryczna obrożę, czyż nie ? - popatrzył na mnie z wyższością
Zacisnąłem mocno pięści i powstrzymałem się od przywalenia mu w twarz.
- Tak właśnie myślałem. I masz być grzeczny. - kontynuował swój monolog
Naprawdę nie wiem jakim cudem go jeszcze nie uderzyłem. A no tak zamknęli by mnie sektorze dla najcięższych przypadków, założyli mi obroże rażącą prądem i byłbym pod stałym nadzorem. To był dobry powód do bycia grzecznym.
- Dobra zamknij się już i prowadź mnie na te cholerne zajęcia, bo przez Ciebie się spóźnię. - wycedziłem przez zaciśnięte zęby
Mężczyzna zaśmiał się i ruszył wzdłuż korytarza. Jeszcze przez chwilę tam stałem, wpatrując się w jego plecy z nienawiścią, a potem poszedłem za nim.

~♥~

poniedziałek, 20 maja 2013

Prolog.

'' Nawet Upadły Anioł Może powstać''

' Uniósł papier na odległość wyciągniętej ręki, by ocenić postęp pracy. Nie to nie ma sensu... Zwinął kartkę, uformował ją w zgrabną kulę i rzucił za siebie w stertę innych papierów. Od kiedy przybył z Londynu, a raczej od kiedy ujrzał go po raz pierwszy- zawsze musiał trzymać go na dystans. Sama jego bliskość wywoływała w nim to dziwne odczucie, jakby nagłe uderzenie gorąca. Nie musiał się odwracać...Wiedział, że on tu jest. Wciąż wierzył, że ich częste spotkania.. są szczęśliwymi zbiegami okoliczności. Nic bardziej mylnego. Nigdy nie powie mu prawdy, musiał samotnie dźwigać ciężar tajemnicy. Wstał i zaczął zbierać rozrzucone po pokoju kartki. Oto on, oparty o kremowe zagłowie fotela. Jego burza włosów i te zielone oczy, w które mógł patrzeć godzinami dodawały mu uroku.
Najchętniej wpiłby się w jego malinowe usta i zapomniał o całym świecie szkoda ,że nie może.
- Wybierasz się gdzieś ? szepnął, kierując wzrok z podłogi na Louisa.
- Miałem ci powiedzieć...
- Zabierz mnie ze sobą! W jego oczach malowała się nadzieja, a po chwili zawstydzenie otwartością.
- Nie - wyszeptał.. Wypływam jutro, jeśli w ogóle cię obchodzę.. proszę nie mów już nic.
- Jeśli mnie obchodzisz ? Ja...
- Nie.
- Kocham cię. Jego oczy gwałtownie się zeszkliły.
- Niektóre rzeczy są ważniejsze niż miłość. Widział, że cierpi... Ale większym bólem było narażać go na niebezpieczeństwo.Wstał z kanapy po czym chwycił za walizki. Spojrzał ostatni raz w stronę ukochanego.
- Chcesz powiedzieć, że jest coś ważniejszego ode mnie ? wyszeptał loczek.
Nic nie odpowiedział.
- Louis... - chłopak nie wytrzymał rzucił walizki i podbiegł do Harry'ego. Chęć pocałowania go była silniejsza niż cokolwiek. Ich usta się zetknęły, czuł jego serce bijące szaleńczo pod cienkim bawełnianym t-shirt em.
- Bardzo dziwnie się czuję.-wyszeptał.
Nie. Czy jest już za późno. Chmara cieni zebrała się nad ich głowami tak blisko, że dało się słyszeć co szepczą. Temperatura rosła. Oboje byli bezsilni. Pokój się zakołysał. On jeden wiedział co się stanie. Po raz kolejny nie udało mu się zmienić biegu życia. Dostrzegł w jego zielonych oczach błysk. A później nie było już niczego. Historia lubi się powtarzać.. Taki już los upadłego.''

niedziela, 7 kwietnia 2013

Początek - na szybko.

Notka będzie bardzo krótka  :) Chciałam jedynie przekazać, że w najbliższym czasie powinien pojawić się prolog. Jak tylko bd miała chwilę to się za to zabiorę. x